Jeszcze odnośnie minimalizmu…
Kiedyś miałam dzień na sprzątanie, czyli wywalanie wszystkiego co zawala nam mieszkanie.
Jak się okazuje, co mi jest niepotrzebne, dla innych stanowi “część rodziny” :-)
Dawno temu przytargaliśmy do mieszkania takiego oto giganta:
Nazywa się Squizzi, mierzy i waży dość dużo (ledwo się z nim zmieścilam do pociągu) i został wygrany specjalnie dla mnie.
Chciałam go oddać potrzebującym i został wyniesiony na śmietnik (z szacunkiem położony na innych workach:))
I wtedy się zaczęło…że teraz tak pusto bez niego, że on jest jak członek rodziny, że napewno mu smutno i jest biedny, samotny tam na śmietniku… :-)
I co? Moje wyrzuty sumienia obudziły się z wielkim hukiem i pomaszerowałam na śmietnik po squizziego. Jakiś facet dziwnie się na mnie patrzył, ale kto mnie tu zna. Przytargałam go do mieszkania i dalej nam kurz zbiera.
A może ktoś chce go adoptowac?
Nie jest wymagający – nie je, nie pije, czasem trzeba do niego zagadać i go odkurzyć :-)
Jest taki słodki :) Mam już kota, psa, będzie pasował do nich kolorystycznie… Piszę się na adopcję :)
To jest zdobycz z polowania. W ostateczności urżne mu głowę i powieszę na ścianie. Ogłoszenie nie aktualne :)
… jak to “urżnę głowę?: brrrr… jeżeli ja nie mogę go adoptować ,to dajcie jakiemuś dziecku…