Komunikacja miejsca w czwartek mnie dobiła. Niestety rower po jakiś 20 latach zaczyna się sypać, i tym razem naderwał się błotnik i leży sobie na kole.
Zmuszona jestem korzystać z metra. Co teoretycznie nie jest złe bo mogę ponosić swoją nową czerwoną torebkę:) Ostatnio mam słabość do czerwonych dodatków. Ubrać się na czerwono mam opory, ale mam czerwony portfel, torebkę, etui na telefon, rękawiczki. Tzn z ciuchów marzy mi się czerwony płaszcz, ale zawsze wygrywa czarny, bo do wszystkie pasuje. Teraz to raczej go sobie odpuszczę bo będzie się zlewał z torebką:)
No ale do rzeczy…
Droga do pracy zajęła mi prawie 2h, co rowerem zajmuje ok 25min.
Metro się popsuło na jednej ze stacji, co spowodowało straszne opóźnienia, a konkretnie zatrzymali prawie ruch. Poczłapałam na inną linię, przejechałam kilka stacji, spacerkiem przeszłam na inną stację, żeby znowu zmienić linie. Tam się okazało, że mają “dzień monitorujący wychodzących pasażerów” i wejście na stacje zamknięte do 9:30. No więc czekałam parę minut. I już prosto do pracy,
W pracy musiałam zostać dłużej, chociaż wyganiali mnie do domu, mówiąc że to nie moja wina, że metro nawaliło. Podoba mi się takie podejście:) No ale okres próbny zobowiązuje jednak.
A w drodze powrotnej zamiast iść na piechotę z metra to śmignęłam na autobus. Czekałam prawie pół godziny, żeby jeden z dwóch mi przyjechał. A miał niby być za 2-5min. Na piechotę byłabym szybciej. Także w czwartek wieczór byłam jak bomba zegarowa. Jakby ktoś mnie zaczepił to chyba bym się na niego rzuciła:)
Odwyk od sudafedu nadal trwa. Są gorsze dni, ale ogólnie to jakby nos się leczył i rzadziej zatyka. Jako zamiennik używam wody morskiej i stos maści regenerujących. Ale już chyba 3 noc cała przespana…sukces:)
W poprzedni weekend pojechaliśmy w okolice lotniska Heathrow porobić zdjęcia samolotom:) Znaleźliśmy kilka miejsc, gdzie albo lądują albo startują. Tutaj podchodzą do lądowania. Nie mam pojęcia jak można mieszkać w tamtej okolicy. Bo to raczej nie jest możliwe przyzwyczajenie się do takiego hałasu.