Natknęłam się dzisiaj na ciekawy post:
– wersja angielska can you live without?
– a tu powyższy wpis wspomniany na innym blogu (po polsku) – Łysa minimalistka
Moje początki w Anglii (te kiedy już miałam prace) to era zakupów. Z czasem mi się znudziło i teraz chodzę jak już muszę. Od pewnego czasu zakupy nawet na depreche nie pomagają. Można zapomnieć w trakcie wydawania kasy, ale potem wszystko i tak wraca.
Nawet jak mam coś kupić, to zastanawiam się dwa razy, czy aby napewno potrzebna mi kolejna sukienka (w których i tak nie chodzę), czy następny krem na półce. Niestety za późno zaczęłam tak myśleć i dorobiliśmy się rzeczy, które teraz jedynie kurz zbierają.
A tak przy okazji, to może ktoś chce podlewaczke do kwiatów. Została zakupiona (nie przeze mnie) z jakieś kilka miesięcy temu i do dziś nie została rozpakowana. To nic, że mamy jednego kwiatka, który pozostawiony sam na tydzień nie usycha :-)
Ogłoszenie o podlewaczke już nieaktualny :)
Zapomnialam dodać, że pozbywamy się podlewaczki, żeby zastąpić ją (niezbędną w gospodarstwie domowym) gitarą! :-)
Podlewaczki nie pozbywamy się, zostaje i koniec.
I nie fikać proszę :P
:)