Do tej pory jakoś miałam to szczęście, że nie myślałam jak tak naprawdę działa ten cały system ze zwolnieniami chorobowymi. Wiadomo było, że jest 8 dni w roku, kiedy mogę zachorować i nie przynosić zaświadczenia od lekarza, a do tego zapłacą mi 100%. Tzn jeśli chorujesz za jednym razem do 7 dni, to zwolnienia nie potrzebujesz. Ale po tym czasie trzeba się udać do lekarza.
Po wykorzystaniu tych 8 dni płatność już niestety nie jest 100%. Już nawet nie liczy się w procentach, ale dostajesz stałą kwotę około £88 tygodniowo!!! £350 miesięcznie!!! Aż nie wiem co powiedzieć:) Zastanawia mnie jak z tego można przeżyć miesiąc.
Są firmy które dają więcej niż 8 dni. Są też takie, co nie zawracają sobie tym głowy i jeśli chorujesz rozsądnie, to nawet jak przekroczysz limit to i tak ci zapłacą całość.
Do tej pory myślałam też, że te dni rozliczane są w roku kalendarzowym. Jak się wczoraj okazało nie w mojej firmie, gdzie liczą z ostatnich 12 miesięcy. I nie ma że ci się zresetują po tym czasie. Dopiero każdy kolejny miesiąc uwalnia dni z tych pierwszych miesięcy.
Także kilka dni chorowania w poprzednim roku, do tego w tym roku już zostałam parę dni w domu i wypłata uszczuplona…grrr. Pytanie miałam jedno – jak to się ma do ciąży, kiedy większe są szanse na chorowanie. Ale chyba jestem pierwszą ciężarówką, która o to zapytała, bo pani z HR (kadr) musi obgadać to z górą. I niby ciąża to wyjątek, to się okaże jak to działa. A jak to z ciąża zagrożoną by było, kiedy nie można pracować? Też by płacili 350 funtów? A może jest tu ktoś bardziej poinformowany?
Masakra nie? Lepiej zrezygnować z pracy i sedzieć na benefitach… Ciąża w tym kraju to nie choroba, więc wątpię, że zwolnienie podczas liczy się inaczej, ale trzymam kciuki, żeby było trochę bardziej po Twojej myśli…
No niestety nie liczy się inaczej. A w dodatku jakbym poszła np na miesiąc zwolnienia to spadnie mi automatycznie płatność macierzyńskiego, bo liczą średnią z ostatnich 2 miesięcy. Także nijak nie opłaca się chorować:)
Pingback: I połowa za nami | życie w Londynie