Nie pamiętam co tydzień temu jadłam na obiad, a dokładnie pamiętam co miałam na śniadanie rok temu 1 września:) Pamiętam jak mnie obudziły rano pierwsze skurcze i wzięłam je za skurcze przepowiadające (bo przecież poród nie zaczyna się ot tak:) Myślałam, że mam jeszcze kilka dni do godziny zero.
Zrobiłam śniadanie. Przekonywałam Bartka, że może iść do pracy. A potem wylądowałam spanikowana na kanapie, a potem w wannie. Że już? Że tak nagle? Dzień wcześniej przecież szalałam w parku spacerując żółwim tempem.
Za chwilę telefon do szpitala, potem po taksówkę. I zaciskanie zębów przy każdym skurczu, żeby tylko nie narobić obciachu w taksówce:) Już nie wspomnę o wizji odejścia wód i zalania samochodu:)
Jeszcze nie weszłam dobrze do szpitala, a już myślałam o znieczuleniu, którego oczywiście miałam nie chcieć:)
Ze szpitala pamiętam tylko co nieco. Trochę krwi, bólu i ten gaz, po którym czułam się zajebiaszczo, ale który w ogóle nie pomagał na ból. Dotąd żałuję, że Bartek się nim nie sztachnął, żeby zobaczyć jakie to fajne uczucie:)
Co było potem to już sobie daruję opis…
I pokazał się dzidziol. Taki fajny mały brunecik, który po roku okazał się blondaskiem i do tego z niezłym charakterkiem.
Jak tak sobie pomyślę, to nie mam pojęcia kiedy minął ten rok. Gdzieś mi się zgubiły te miesiące.
Jeszcze niedawno “zmuszałam” małego, żeby leżał na brzuchu i podnosił głowę. Teraz już powoli zaczyna sam dreptać, zabiera mi widelec, żeby samemu jeść, przegania mnie po drabinkach na placu zabaw, nie chce jeździć w wózku (ale chętnie sam go prowadzi), strzela fochy i potrafi rzucać się na ziemię (nieraz się zastanawiam czy ktoś mi dziecka po drodze nie podmienił), przytula się (tak bardzo że aż czasem mnie ugryzie z tej miłości:), pogadać już jest z kim (niekoniecznie ze zrozumieniem). No i ta pomoc w domu: przy odkurzaniu, porządkach w szafie, wyciąganiu i wkładaniu naczyń do zmywarki, nastawianiu, wieszaniu i ściąganiu (niekoniecznie suchego) prania. Zamiatanie, podlewanie i koszenie trawy bez niego też jest niemożliwe do zrobienia:) Normalnie jedno małe dziecko i pomoc full serwis:)
Wynieśliśmy się też z Londynu. Zamieniliśmy mieszkanie na dom. Ale o tym w następnym wpisie. Zatęskniłam trochę za tym blogiem. Już nie raz miałam myśl, żeby go skasować, ale tyle wspomnień tu mam – od początku mojego wyjazdu z Polski… to prawie 10 lat!
It was awesome to help celebrate the 12 months on the weekend!!!